Aberracje
Relacja o sklepach otwartych, ale nie do końca, o bezautobusowych przystankach, wiejskim i małomiasteczkowym street arcie oraz segmencie mieszkalnym pełnym poniemieckości i wielkiej płyty.



W swojej – długiej na prawie 1000 km – rowerowej objazdówce po okolicy, polowałam na zapomniane lokale małych przedsiębiorców z artykułami spożywczymi, chemią i alkoholami. Niektóre widnieją w Google Maps jako "byłe sklepy". Większość zlewa się w swoim upadku i rozkładzie z pochmurnym niebem, więc łatwo je przeoczyć. Czasem mogłam podejrzeć przez witrynę zatrzymane w czasie, opustoszałe wnętrzności, trwające w martwej ciszy.



A co z tym street artem? Dotychczas kojarzył mi się tylko z metropoliami. Ale choć liczba mieszkańców w odwiedzonych przeze mnie miejscowościach waha się od 75 do 877, nie wątpiłam, że i tutaj natrafię na napisy, wyznania, rysunki, instalacje przestrzenne. I jestem pozytywnie zaskoczona efektem poszukiwań. Ba! Wręcz mogę powiedzieć, że popegeerowskie straszydła to miejscowe galerie wiejskiego street artu.

Całokształt tego kolorytu zagina czasoprzestrzeń w miejscach swojej wegetacji. Zbyt dosłowny przekaz nie oddałby tego nasilającego się zagubienia tutejszej rzeczywistości. Zamknięte, zniszczone, zapomniane – dla mnie najcenniejsze do uchwycenia nim znikną całkowicie.


Wszystkie te wycinki przestrzeni łączy duchologiczne zabarwienie, które podkoloryzowałam, edytując zdjęcia na gify w klimacie lat ‘80 i ‘90. Swoją graficzną formą nawiązują do efektów kasety VHS z nagraniami polskiej kroniki filmowej, tyle że o innym spojrzeniu na rzeczywistość.



Odmienny los spotkał nadgryzione zębem czasu przystanki. Te powszechne obiekty małej architektury przechodzą właśnie wzmożony proces metamorfozy. W miejsca peerelowskich perełek stawiane są dumnie nowe, błyszczące blaszaki, nie wzbudzające żadnego estetycznego entuzjazmu. Sielankowy nastrój zaburza jedynie fakt, że od lat nie docierają tutaj autobusy (chociaż powoli są przywracane do ruchu). Pozbawione swojego pierwotnego przeznaczenia budki, zamienione zostały w lokalne imprezownie pełne autografów młodego pokolenia.



Aberracje
Relacja o sklepach otwartych, ale nie do końca, o bezautobusowych przystankach, wiejskim i małomiasteczkowym street arcie oraz segmencie mieszkalnym pełnym poniemieckości i wielkiej płyty.


Wszystkie te wycinki przestrzeni łączy duchologiczne zabarwienie, które podkoloryzowałam, edytując zdjęcia na gify w klimacie lat ‘80 i ‘90. Swoją graficzną formą nawiązują do efektów kasety VHS z nagraniami polskiej kroniki filmowej, tyle że o innym spojrzeniu na rzeczywistość.



W swojej – długiej na prawie 1000 km – rowerowej objazdówce po okolicy, polowałam na zapomniane lokale małych przedsiębiorców z artykułami spożywczymi, chemią i alkoholami. Niektóre widnieją w Google Maps jako "byłe sklepy". Większość zlewa się w swoim upadku i rozkładzie z pochmurnym niebem, więc łatwo je przeoczyć. Czasem mogłam podejrzeć przez witrynę zatrzymane w czasie, opustoszałe wnętrzności, trwające w martwej ciszy.




Odmienny los spotkał nadgryzione zębem czasu przystanki. Te powszechne obiekty małej architektury przechodzą właśnie wzmożony proces metamorfozy. W miejsca peerelowskich perełek stawiane są dumnie nowe, błyszczące blaszaki, nie wzbudzające żadnego estetycznego entuzjazmu. Sielankowy nastrój zaburza jedynie fakt, że od lat nie docierają tutaj autobusy (chociaż powoli są przywracane do ruchu). Pozbawione swojego pierwotnego przeznaczenia budki, zamienione zostały w lokalne imprezownie pełne autografów młodego pokolenia.



A co z tym street artem? Dotychczas kojarzył mi się tylko z metropoliami. Ale choć liczba mieszkańców w odwiedzonych przeze mnie miejscowościach waha się od 75 do 877, nie wątpiłam, że i tutaj natrafię na napisy, wyznania, rysunki, instalacje przestrzenne. I jestem pozytywnie zaskoczona efektem poszukiwań. Ba! Wręcz mogę powiedzieć, że popegeerowskie straszydła to miejscowe galerie wiejskiego street artu.


Całokształt tego kolorytu zagina czasoprzestrzeń w miejscach swojej wegetacji. Zbyt dosłowny przekaz nie oddałby tego nasilającego się zagubienia tutejszej rzeczywistości. Zamknięte, zniszczone, zapomniane – dla mnie najcenniejsze do uchwycenia nim znikną całkowicie.
