W cieniu błękitu

Pierwszy znak odmienności czuję na dolnej płycie - litery odciśnięte w tafli metalu spowija ciepła aura. Wsiadam do środka. W powietrzu snuje się subtelna nuta oranżu.

Błękit odpływa ze mnie wraz z kilometrami. Budzę się. Poranna wizja ociepla przedmioty wspomnieniami. Skąpana chwila lepi się w oranżadzie. Wodzi mnie wonią beztroski.

Lazur widzę za szybą. Teraz jest daleko - cały czas nade mną. Oranż wtopił się w materialność. Czuję znajomy smak niecodziennego koloru: słodki, w posmaku lekko drażniący - może powodować chrypkę i chwilowe wzruszenia.

Trzeźwo spoglądam świeżym okiem. Powszednie zimno staje się kojące. Smak rutyny wkrada się podstępnie. Słońce wschodzi dziś precyzyjnie. Urządzam już rzeczywistość.

Przecieram wczorajszą drogę. Ciepło na moment gdzieś na bok schodzi. Lazuryt zerka na mnie z góry. Zadzierając dumne nosy, wymieniamy spojrzenia. Coś plusnęło. Pomarańcz nagle wylewa się uchem.

Wypieram z siebie resztki błogości. Względność stanu rzeczy wymyka się poza kolory. Sedno świadomości pragnie nikłej nietrwałości.

Błękit zajmuje myśli. Płonna niezwykłość dogorywa w głowie. Spokój wietrzejącego napoju spływa w kąt czaszki. Sam chciałbym zadecydować o smaku przyszłości.

Znaki nie przekazują już podtekstów - powróciły do wystygłej natury. Chłód lazuru nie ostudzi zapału pomarańczu. Ciepłe marzenia nie stopią lodu rzeczywistości.

W cieniu błękitu

Pierwszy znak odmienności czuję na dolnej płycie - litery odciśnięte w tafli metalu spowija ciepła aura. Wsiadam do środka. W powietrzu snuje się subtelna nuta oranżu.

Błękit odpływa ze mnie wraz z kilometrami. Budzę się. Poranna wizja ociepla przedmioty wspomnieniami. Skąpana chwila lepi się w oranżadzie. Wodzi mnie wonią beztroski.

Lazur widzę za szybą. Teraz jest daleko - cały czas nade mną. Oranż wtopił się w materialność. Czuję znajomy smak niecodziennego koloru: słodki, w posmaku lekko drażniący - może powodować chrypkę i chwilowe wzruszenia.

Trzeźwo spoglądam świeżym okiem. Powszednie zimno staje się kojące. Smak rutyny wkrada się podstępnie. Słońce wschodzi dziś precyzyjnie. Urządzam już rzeczywistość.

Błękit zajmuje myśli. Płonna niezwykłość dogorywa w głowie. Spokój wietrzejącego napoju spływa w kąt czaszki. Sam chciałbym zadecydować o smaku przyszłości.

Przecieram wczorajszą drogę. Ciepło na moment gdzieś na bok schodzi. Lazuryt zerka na mnie z góry. Zadzierając dumne nosy, wymieniamy spojrzenia. Coś plusnęło. Pomarańcz nagle wylewa się uchem.

Znaki nie przekazują już podtekstów - powróciły do wystygłej natury. Chłód lazuru nie ostudzi zapału pomarańczu. Ciepłe marzenia nie stopią lodu rzeczywistości.

Wypieram z siebie resztki błogości. Względność stanu rzeczy wymyka się poza kolory. Sedno świadomości pragnie nikłej nietrwałości.