Igor Olesiński

Wyjeżdżaliśmy wtedy krętą drogą na jedną z przełęczy Gór Przeklętych. Spoglądając w dół, widziałem nieskończenie długi pas asfaltu, wijący się w głąb doliny jak wąż. W oddali jego ogon zwężał się, ale w jakiś sposób nigdy na tyle aby się zakończyć – pozostawiając tą nieskończenie małą szczelinę, dla ludzi powracających z dziwacznego miejsca do którego teraz zmierzaliśmy, gdzie czas stanął w miejscu. Miejsce to przedstawiło nam się znienacka. Za zakrętem. Z dziecięcego śmiechu podczas słuchania bałkańskiej listy przebojów, przeszliśmy w stan oszołomienia, odbierającego na parę sekund mowę, która powróciła na chwilę w postaci krótkiego, angielskiego przekleństwa. Rozległa, otoczona murem ostrych gór kotlina przedstawiła nam się w całej swej okazałości. Porośnięta szmaragdową trawą, z pojedynczymi domkami wzniesionymi wokół wąskiego strumienia i kościołem, który zdawał się piękniejszy niż katedra Notre Dame, przypominała zamknięty w bańce świat, w którym święci doznawać mogli swych widzeń. Wszystko było idealne.

Nie nagrałem wtedy filmu. Nie uwieczniłem tego na zdjęciu. Nie zapisałem tych doznań, a tamten moment żyje teraz jedynie w moich wspomnieniach.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że nie często napotyka się takie nieskazitelne piękno jakiego przyszło mi doznać. Od tego momentu zrozumiałem, że niektórych chwil nie można pozostawiać tylko dla siebie i chyba wtedy właśnie postanowiłem, że nie istotne w jakiej formie, ale chciałbym ukazać innym to piękno – odnalezione nawet w najbardziej niepozornych miejscach – które napotykam we własnym życiu. 

Igor Olesiński

Wyjeżdżaliśmy wtedy krętą drogą na jedną z przełęczy Gór Przeklętych. Spoglądając w dół, widziałem nieskończenie długi pas asfaltu, wijący się w głąb doliny jak wąż. W oddali jego ogon zwężał się, ale w jakiś sposób nigdy na tyle aby się zakończyć – pozostawiając tą nieskończenie małą szczelinę, dla ludzi powracających z dziwacznego miejsca do którego teraz zmierzaliśmy, gdzie czas stanął w miejscu. Miejsce to przedstawiło nam się znienacka. Za zakrętem. Z dziecięcego śmiechu podczas słuchania bałkańskiej listy przebojów, przeszliśmy w stan oszołomienia, odbierającego na parę sekund mowę, która powróciła na chwilę w postaci krótkiego, angielskiego przekleństwa. Rozległa, otoczona murem ostrych gór kotlina przedstawiła nam się w całej swej okazałości. Porośnięta szmaragdową trawą, z pojedynczymi domkami wzniesionymi wokół wąskiego strumienia i kościołem, który zdawał się piękniejszy niż katedra Notre Dame, przypominała zamknięty w bańce świat, w którym święci doznawać mogli swych widzeń. Wszystko było idealne.

Nie nagrałem wtedy filmu. Nie uwieczniłem tego na zdjęciu. Nie zapisałem tych doznań, a tamten moment żyje teraz jedynie w moich wspomnieniach.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że nie często napotyka się takie nieskazitelne piękno jakiego przyszło mi doznać. Od tego momentu zrozumiałem, że niektórych chwil nie można pozostawiać tylko dla siebie i chyba wtedy właśnie postanowiłem, że nie istotne w jakiej formie, ale chciałbym ukazać innym to piękno – odnalezione nawet w najbardziej niepozornych miejscach – które napotykam we własnym życiu.

Albumy

Wybrane Prace